środa, 24 lutego 2016

Koniec walentynek

Witaski wieczorno-nocne wszystkim nocnym marom, zmorom i innym wampirom.

W związku z tym, że sił dzisiaj na pisanie brak, daję Wam tylko znać, że żyję. Co prawda ledwo, ale zawsze to jakaś iskra życia się we mnie telepie. Po bardzo ciężkim dniu dotarłam dziś do chałupki, nakarmiłam psy i już...już miałam wyciągnąć do przejrzenia z lodówki gazety (tylko w ten sposób mam szanse raz na jakiś czas na świeże wiadomości) gdy nagle mnie oświeciło- RANDKA!!!! 

No jasny gwint, kwiat na randce mi zmarnieje jak go nie otulę pluszakami....
No więc biegiem: kosze do kwiatów na sanie umocowałam i zaiwaniam jak ta durna mulica rwać asterki. Nawet nie będę próbowała tu przekazać co mruczałam pod nosem po powrocie do swojej sadyby, bo gdyby tu jakoweś dzieciaki zajrzały mogła bym być posądzona o demoralizację nieletnich...

Kilkanaście koszy astrów przepuściłam przez sokowirówkę, tą ślumprę przedestylowałam co by aromacik uzyskać. W końcu spakowałam perfumki w koszyczek i znowu na sanie... Zajeżdżam do dziada wymienić zapaszki na pluszaki a ten gad się pakuje i mówi, że za 3 minuty odjeżdża. No mało mnie krew nagła nie zalała. Wymieniłam co było do wymiany, na koniec jeszcze wzięłam paczkę robaków na ryby i biegusiem do kwiatka. Otuliłam go misiakami i nagle....cud albo co - normalnie jak żaba w księcia po pocałunku, tak mi się kwiat w górę skarbów zamienił :D

Czegóż ja tam nie znalazłam: energetyki i energia, blachy, armaturki, nowe rurki, jakieś mebelki, wazonik nie wielki... Długo by pisać trzeba było, miejsce na kartce by się skończyło i jeszcze wszystkiego bym nie spisała więc radość moja była nie mała :)

Przez resztę wieczora zwoziłam te dobroci do chałupy, psy bokami robiły, na postojach się dożywiały, ale wszystko mam już do domu zwiezione. Jeszcze jeden taki maraton i już nie blond będę tylko osiwieję, nie wiem co prawda czy ktokolwiek różnicę zauważy, ale jest obawa, że z siwymi piórami to ja się będę źle czuć. Albo się przefarbuję...

Chociaż jak ostatnio pofarbowałam sobie włosy na piękny blond to nikt nie zauważył różnicy.
To samo było jak robiliśmy remont w kuchni - farbę tak dobrałam, że nie było możliwości odróżnienia starego koloru od nowego ;)

Na razie to się zastanawiam czy nie zaciągnąć porządnego kredytu i nie założyć sadu wiśniowego, bo zamówienia mam na nalewkę takie, że do końca tej dziesięciolatki będę trunki robić. A z pestek będę kleić drewniane niedźwiedzie :DDD. Jutro mam w planie posiedzieć w domu i porobić pułapki na niedźwiedzie, wilki, pantery i tygrysy. A sobotę jak będziemy robić imprezę to rozstawimy te pułapki wzdłuż płotu i ciekawe co się złapie :D

Zmykam zrobić jeszcze kubek kakao i chyba będzie czas ogarnąć się do spania.

Z zimowego uroczyska życzę Wam kolorowych snów ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz